niedziela, 24 listopada 2013

Król i basta!


Dawno, dawno temu (a może wcale nie tak dawno, bo w 1925r.), papież Pius XI wprowadził, do liturgii kościoła katolickiego, Uroczystość Chrystusa Króla. Kiedyś obchodzono ją w październiku, obecnie w ostatnią niedzielę roku liturgicznego. Tak jest – ostatnią. Za tydzień I niedziela Adwentu, czyli czas „oczekiwania”, ale przed nią jeszcze Andrzejki (zabawy i hulanki do białego raaa … teoretycznie tylko do północy).
Wracając jednak do tematu – chyba nie ma na świecie chrześcijanina, który w pełni świadomie zanegowałby fakt, że Jezus Królem rzeczywiście jest. Przyszedł do nas jako bobas, dorastał, żył wśród ludzi, a później umarł za nich na krzyżu. Ogromny akt poświęcenia.  Teraz szczypta mądrości z ekai.pl : „W ikonografii Chrystus Król już od starożytności przedstawiony jest jako Pantokrator, czyli Wszechwładca, zasiadający na tronie, mający ziemię za podnóżek lub trzymający glob ziemski w dłoni. Tak przedstawiają Jezusa dawne ikony i mozaiki. Tak też wielokrotnie ukazuje Go Apokalipsa - jako zasiadającego na tronie, któremu całe stworzenie oddaje cześć”.
Święto Chrystusa Króla jest również dniem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. KSM to ogólnopolskie stowarzyszenie, które wyrosło z Akcji Katolickiej, skupiające młodzież wierzącą. Powstało w 1934 r. (ciekawe, ile lat mają teraz pierwsi „KaeSeMowscy” młodzieńcy ;) ?) Zajmuje się zmienianiem siebie i otocznia zgodnie z wartościami chrześcijańskimi – to dopiero misja!
Zdecydowanie bliższa mojemu sercu formacja, która dzisiaj świętuje, zwie się intrygująco: LSO. Ten tajemniczy skrót to nic innego, jak Liturgiczna Służba Ołtarza. Każdy kto w kościele był przynajmniej raz w życiu,  z jej członkami na pewno miał do czynienia. Ubiór charakterystyczny: białe komeżki, kołnierzyk np. fioletowy, czasem „sutanka” – u Pijarów w Rzeszowie długa, czerwona spódnica, sprawiająca, że jej właściciel wyglądem przypomina młodego biskupa (choć w rzeczywistości jest po prostu – MINISTRANTEM). Młodzian postawiony w hierarchii wyżej, bardziej doświadczony, wiedzący co, gdzie i kiedy, ubrany jest w białą albę i przepasany sznurkiem (czyt. „cingulum”) – to LEKTOR. A więc ministrant, lektor i dziewczyny ze scholi tworzą ekipę, która dzisiaj „baluje”.
Pamiętam rok 2001. Były wakacje. Wcześniej nigdy o tym nie myślałem (więcej – o kiszonych ogórkach i pieniążkach w podłodze - na http://siwizna.blogspot.com/2012/02/duga-przygoda-czyli-czas-na-mae_26.html), ale pod wpływem chwili zgodziłem się.  Tato zaprowadził mnie do Zakrystii. Co było dalej? Przez kolejne 12 lat chadzałem tam, wychodziłem przed ołtarz, dzwoniłem dzwonkami i gongiem, przypalałem węgielki w kadzielnicy, nosiłem krzyż, stawałem przy ambonie i modliłem się. Ważny to był/jest, dla mnie, okres w życiu. Przez te wszystkie lata, będąc ministrantem a później lektorem, miałem oczywiście chwile zwątpienia.  
Ale,  jak to Budka Suflera zwykła grać, „po nocy przychodzi dzień”, więc (mogę stwierdzić z czystym sumieniem, że) bycie dla Pana Boga zawsze dawało i wciąż daje mi radość.


Chwała Panu! 

piątek, 1 listopada 2013

Ksiądz Jan od biedronki

Ktoś powiedział mi kiedyś, że mam przy sobie mocną ekipę. Faktycznie, moi patronowie to zdecydowanie pierwsza liga wśród świętych: św. Jakub, Archanioł Michał i Archanioł Gabriel. Te znajomości muszą zaprocentować! 


Dzisiaj 1. listopada, Dzień Wszystkich Świętych. Święto paradoksalnie bardzo radosne. W czasach PRL-owskich, starano się nadać mu charakter świecki i nazywano je dniem Wszystkich Zmarłych albo Świętem Zmarłych. Ta nazwa  utrwaliła się w świadomości wielu osób, jako kościelna uroczystość: Wszystkich Świętych. Zmarłych - de facto - wspominamy jutro (Zaduszki).

Odkąd pamiętam, wraz z nastaniem listopada, nie dało się w gazetach nie zauważyć wiersza ks. Jana Twardowskiego "Spieszmy się", a w stacjach radiowych Budki Suflera, śpiewającej, że wszyscy święci balują w niebie i złoty sypie się kurz. Ja też dzisiaj przywołam słowa "ks. Jana od biedronki", ale nie te, najbardziej "oklepane":

Kiedy wy­daje się, że wszys­tko się skończyło,
wte­dy do­piero wszys­tko się zaczyna.


                                   ks. Jan Twardowski