niedziela, 4 grudnia 2011

Drogowskaz zabłąkanych ...

Po dłuzszej przerwie (spowodowanej naukowymi obowiązkami) przycodzi czas, by ponownie pochylić się na Pismem ...

Jak wam się wydaje? Jeśli jakiś człowiek doszedł do posiadania stu owiec i jedna z nich się zabłąkała, to czy nie zostawi na górach dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie pójdzie szukać tej zabłąkanej? A gdy mu się uda odnaleźć ją, to zapewniam was, cieszy się nią więcej niż tymi dziewięćdziesięciu dziewięcioma, które się nie zabłąkały. Tak samo nie jest wolą waszego Ojca, Tego w niebie, aby zginęło choćby jedno z tych małych. (Mt 18,12-14)


Chyba każdy średnio obrotny człowiek – w tym, nie ukrywając również ja - mając w ręku 99zł , nie wymieni ich z nikim na symboliczną złotówkę, choćby i nawet tę świeżo wybitą w państwowej mennicy. Można mówić tu o pewnym „ekonomicznym zdrowym rozsądku”: lepiej mieć więcej niż mniej. Zasada ,wydawać by się mogło , całkiem sensowna. Problem (a po głębszym zastanowieniu może i zaleta), że próżno jej szukać w dzisiejszej Ewangelii.
Dobra Nowina jest dla mnie dziś niezwykle celnie skonstruowanym komentarzem Psalmu 23. To przecież właśnie w nim Bóg jawi się nam jako Doskonały Pasterz – ten, który daje nam wszystko, zapewnia zestaw „full – opcja”. „Choćbym przechodził przez ciemną dolinę, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną” – złośliwy powie, że to taki zwykły, prosty, biblijny, niekoniecznie sprawdzający się w rzeczywistości frazes, wyciągnięty ze wspomnianego przeze mnie już psalmu.
Jednak analizując teksty Pisma, warto oprzeć się czasami na zwyczajnej grze skojarzeń. Mówiąc „po ludzku”: jeśli jakiś fragment jest dla Ciebie trudny, zbyt ogólny, to znajdź inny, który wyjaśni Ci ten pierwszy. Z takiego założenia wyszedłem dzisiaj również ja. Psalmista (autor 23.) kreuje obraz Boga jako Dobrego Pasterza; natomiast Ewangelista (w dzisiejszej Ewangelii) , w sposób bardzo konkretny, obrazuje tę Bożą Dobroć. Jezus jest gotów szukać każdej zagubionej owieczki, nawet gdyby przy okazji musiał zostawić bez opieki całą trzódkę … „a gdy mu się uda odnaleźć ją, to zapewniam was, cieszy się nią więcej niż tymi dziewięćdziesięciu dziewięcioma, które się nie zabłąkały”(Mt 18,13)
Warto zmienić również na chwilę perspektywę patrzenia na relację Bóg – człowiek, pomijając wątek zoologiczny i nieustanne porównywanie osoby ludzkiej do (skądinąd bardzo sympatycznego) zwierzęcia, jakim jest owieczka. Zerknijmy na ten duet jak na interakcję na linii Ojciec - syn. Kochający Tato i niesforny, co rusz wplątujący się w kłopoty dzieciak. Piękny obrazek, nieprawdaż? Ten drugi ma szczęście, że istnieje ten pierwszy. Analogicznie jest u Mateusza. Człowiek będący częścią stada (czytaj Kościoła) wyłamuje się, ucieka, gubi – nie wiedząc, co traci. W pogotowiu jest jednak Jezus. Dla Niego każda nawet najmniejsza cząsteczka jest filarem całości. Udaje się więc w pogoń za zagubionym człowiekiem, zostawiając tych, którzy się nie zagubili.
Przekładając na życie codzienne moje frywolne przemyślenia, dobrze jest pamiętać, że nawet kiedy robimy rzeczy nieprzemyślane, grzeszne, sprzeczne z naszym systemem wartości– mówiąc krótko - amoralne, to mamy Boskiego Przyjaciela, który nie pozwoli nam się zgubić; bo, cytując ks. Jana Twardowskiego, „jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą”.

poniedziałek, 31 października 2011

Burza mózgu (ów) żółtodzioba...

Czasem warto porozmyślać :)
A oto moja krótka refleksja nad Pismem Św., zamieszczona na...
"Zdarzyło się, że Jezus wyszedł na górę,
aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga.Z nastaniem dnia przywołał swoich
uczniów i wybrał spośród nich dwunastu, których też nazwał
apostołami: Szymona,
którego nazwał Piotrem; i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i
Bartłomieja; Mateusza i Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem
Gorliwy; Judę, syna Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się
zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i zatrzymał się na
równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei
i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni, aby Go słuchać i
znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których dręczyły duchy
nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć, ponieważ
moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich."



*****
Karol de Foucauld napisał kiedyś: „Modlitwa jest najsilniejszą
możliwością naszego działania”. Te proste słowa to idealny komentarz do postawy
Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. W momencie, kiedy stoi On przed podjęciem naprawdę ważnej decyzji (a taką jest niewątpliwie wybór Dwunastu), całkowicie powierza się Ojcu. Zanurzony
w modlitwie – obdarzony łaską, wie „na kogo postawić.” Świat współczesny wymaga od nas szybkich i trafnych decyzji, ciągłej koncentracji, „walki o swoje”. W tym ciągłym zabieganiu często brakuje nam jednak sił do działania.
Modlitwa jest więc dla nas niejako instrumentem, który pozwala uzupełniać te
zapasy; jest również odpowiedzią na nurtujące nas pytania - swoistą furtką do
poznania.
Jezus dla „ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz wybrzeża Tyru i Sydonu” jest autorytetem – naucza i uzdrawia. Gdyby żył w naszych czasach, pewnie wielu nieżyczliwych mu określiłoby
Go mianem celebryty. Można pójść też o krok dalej i zapytać: dlaczego ktoś, kto potrafi porwać za sobą rzesze ludzi, decyduje się na modlitwę? Czy jest mu to w ogóle potrzebne?
Często przecież ci najsławniejsi zachowują się jak gdyby „pozjadali wszystkie rozumy”.
Inaczej jest w przypadku Jezusa. On wie, że wszystko pochodzi od Boga, z którym potrafi rozmawiać. Modlitwa daje wytchnienie, uzdrowienie i pozwala znaleźć radość życia, pozwala też – jak pisał Ojciec Święty Jan Paweł II - „Dać trochę swojego czasu Chrystusowi, zawierzyć Mu, pozostawać w milczącym słuchaniu Jego Słowa, pozwalać mu odbić się echem w sercu”.



sobota, 1 października 2011

Napisana kiedyś, aktualna dziś...

Zbiór mądrych powiedzeń, podręcznik głębokich myśli, wyrocznia dobra i zła ... tak w wielkim skrócie można określić Księgę Przysłów. Mądrość zawarta w niej złożona jest często z bardzo wyraźnych kontrastów, krótkich, aczkolwiek dobitnych. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest czymś na kształt "wiary w pigułce". Mówiąc kolokwialnie: chcesz być dobrym chrześcijaninem, to poczytaj sobie Księgę Przysłów i przełuż ją na życie codzienne, bo pomimo swego długiego juz stazu na biblijnych kartach, jej sens w żadnym stopniu nie utracił na aktualności.
...
Jeśli synu, nauki me przyjmniesz
i zachowasz u siebie wskazania,
ku mądrości nachylisz swe ucho,
ku roztropności nakłonisz swe serce,
tak, jeśli wezwiesz rozsądek,
przywołasz donośnie rozwagę, jeśli szukać jej poczniesz jak srebra
i pożądać jej będziesz jak skarbów -
to bojaźń pańską zrozumiesz,
osiągniesz znajomość Boga.
Bo Pan udziela mądrości,
z ust Jego - wiedza, roztropność;
dla prawych On chowa swą pomoc,
On - tarczą żyjącym uczciwie."

Powyższy fragment w bardzo ciekawy sposób buduje obraz Boga. Stwórca jest tu tym, który stawia warunki, ale też tym, który hojnie obdarowuje człowieka. Chce, by Jego dzieło, swej mądrości szukało przez poznawanie swego Boga. Jest to ogromna trudność, ale warta każdego wysiłku. Trzeba zaznaczyć, ze Bojaźń Boża (tak w cytowanym fragmencie jak i całej Księdze Psalmów), "stanowi istotę wszelkiej ludzkiej mądrości i jest jej punktem wyjścia".
Chciałoby się rzec, że Pan - pomaga "góry przenosić" ... dlatego "z całego serca Bogu zaufaj"!

"Synu mój, nie zapomnij mych nauk,
twoje serce niech strzeże nakazów,
bo wiele dni i lat życia
i pęłnię ci szczęścia przyniosą"

wtorek, 27 września 2011

Rybacy ludzi...

Pamiętam licealną lekcję religii, kiedy to ksiądz - w ramach zajęć - wyświetlił nam pewien film. Rzecz to zbyt szczególna nie jest, ale dokładnie dziś, po raz kolejny miałem okazję zobaczyć tą samą produkcję...już nie jako uczeń, a jako widz Religia.tv. "Rybacy ludzi" ( bo taki tytuł nosi obraz), to dokument, który powstał na zlecenie Konferencji Biskupów Amerykańskich.
Przedsięwzięcie krótkie (bo ok.20minutowe) jest bardzo wymowne. Film moze oglądnąć właściwie każdy - i kapłan i świecki"amator". Ma on na celu uświadomić ludziom, jak ważny jest sakrament kapłaństwa dla Kościoła.
Tym wszystkim, którzy mają ochotę "poświęcić" 20 minut swojego życia - z całego serca - go polecam.





"Pójdźcie za mną, a uczynię Was rybakami ludzi" (Mt 4,19)

(to tak w ramach krótkiej promocji "kina katolickiego")

Chwalić Pana - Psalm 117

Alleluja.
Chwalcie Pana, wszystkie narody,
wysławiajcie go wszystkie ludy,
bo Jego łaskawość nad nami potężna,
a wierność Pańska trwa na wieki.

Nie jest to tylko krótki fragment,a całość psalmu 117. Zapewne, właśnie przez swoją "długość" zaliczany jest często do psalmów 116 lub 118...
Idealnie sprawdza się tutaj zasada, wedle której prostotą formy można przedstawić bardzo bogatą treść. Psalmista zachęca do uwielbienia Boga i uzasadnia przyjęcie takiej postawy.
"Chrześcijanie odczytują ten krótki psalm jako zachętę do dialogu między religiami i do postrzegania przymierza między Panem i jego ludem w perspektywie uniwersalnej."
Pewnie wielu ludzi kojarzy go bardziej niz z Pisma Św., z opraw Mszy Św. i uroczystości kościelnych. Jest bowiem często (tak jak wiele tesktów biblijnych np Psalm 123) parafrazowany w muzyce. Kiedy więc nasza ulubiona scholka parafialna śpiewa: "o wychwalajcie Go wszystkie narody", pamiętajmy, ze nie są to słowa spod pióra Jacka Cygana czy Agnieszki Osieckiej, a coś napisanego na długo przed narodzeniem Chrustusa i coć co jest nieodłączną składową tak wspaniałej przecież Księgi Psalmów.

niedziela, 25 września 2011

Miłość i cierpienie ...

Szukając "odpowiedniej" na niedzielną Eucharystię świątyni, znalazłem się dzisiaj w Kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa Oblubieńca przy Krakowskich Przedmieściach w Warszawie. Jest to była prokatedra Archidiecezji warszawskiej, obecnie kościół seminaryjny. Piszę o tym nie bez przyczyny. Siedząc bowiem już wygodnie w drewnianej ławeczce na wprost ołtarza, spotrzegłem nad wejściem - bodajże do zakrystii, kamienną tablicę , a tam napis: "Chrystus otwiera Ci oczy i serce na ludzi i uczy jak ich miłować nawet w udręce doznawanej od nich"(autorem tych słów jest Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński; owa tablica jest też jemu poświęcona).
Ks. Jan Twardowski napisał kiedyś: "są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu słuzyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie." Słowa Kardynała Wyszyńskiego są więc niejako kontunuacją słów "ks. Jana od biedronki". Miłość nadaje sens życiu, choć nikt nie powiedział , ze jest rzeczą łatwą. Najtrudniej mówić o niej, kiedy krzywdzi nas ktoś, komu ją zawierzyliśmy. W taki momentach warto popatrzeć na ... krzyz. To właśnie na nim zawisł Bóg, który kocha pomimo tego, kazdego dnia jest tak mocno raniony - On kocha bezwarunkowo. Ta miłość jest miłością doskonałą. Taką, do której my powinniśmy dążyć, i której szukać...



"Kazde głębsze uczucie prowadzi do cierpienia. Miłość bez cierpienia nie jest miłością" (ks. Jan Twardowski)


poniedziałek, 19 września 2011

Jego miłosierdzie nie zna granic...

PRZEBACZENIE

Pewien dobry, aczkolwiek słaby chrześcijanin spowiadał się,
jak zwykle, u swojego proboszcza. Jego spowiedzi przypominały zepsutą płytę:
zawsze te same uchybienia, a przede wszystkim ten sam poważny grzech.

- Koniec tego! - powiedział mu pewnego dnia zdecydowanym tonem proboszcz.
- Nie możesz żartować sobie z Boga.
Naprawdę ostatni już raz rozgrzeszam cię z tego przewinienia.
Pamiętaj o tym!

Ale po piętnastu dniach człowiek znów przyszedł do spowiedzi wyznając ten sam grzech.
Spowiednik naprawdę stracił cierpliwość:

- Uprzedzałem cię, że nie dam ci rozgrzeszenia.
Tylko w ten sposób się nauczysz...

Poniżony i zawstydzony mężczyzna podniósł się z klęczek.
Dokładnie nad konfesjonałem, zawieszony był na ścianie wielki, gipsowy krzyż.
Człowiek wzniósł nań swe spojrzenie.
I właśnie w tym momencie gipsowy Chrystus z krzyża ożywił się,
podniósł swoje ramię i uczynił znak przebaczenia:
"Rozgrzeszam cię z twojej winy..."

Każdy z nas związany jest z Bogiem, pewną nitką.
Kiedy popełniamy grzech, ta nić się przerywa.
Ale kiedy ubolewamy nad naszą winą - Bóg zawiązuje na nitce supełek
i w ten sposób staję się ona krótsza. Przebaczenie zbliża nas do Boga.

środa, 14 września 2011

Psalm 23 - biblijny kryształ!

Przeczytałem jakiś czas temu, że jeśli chcemy dobrze zrozumieć psalmy, musimy czytać je jak poezję, a nie (przeznaczone do wykładania) traktaty; w przeciwnym razie nie uchwycimy tego, co w nich jest, a zobaczymy to, czego w nich nie ma. W sumie ... ciężko się tym nie zgodzić. Psalmy zawierają w sobie całą skalę ludzkich uczuć: począwszy od głębokich depresji po uczucia euforii. Są ponadczasowe - możemy przecież dzisiaj cieszyć się, smucić, odczuwać więc te same stany emocjonalne, które odczuwali starożytni psalmiści. Nic dziwnego, że to właśnie te utwory poetyckie są najbardziej lubianymi tekstami Pisma Świętego.
Któż z nas nie kojarzy słów: "Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego"? Takich osób pewnie nie ma, a jeśli są, to raczej stałymi bywalcami Eucharystii i częstymi czytelnikami "biblijnych rarytasów" ich nazwać nie można . Przytoczony przeze mnie fragment to oczywiście fraza wyrwana z psalmu23., zwanego psalmem pasterskim.
Nie chcę udawać tutaj znawcy Pisma (wszak tytuł tego bloga mówi sam za siebie), ale moim odbiorem "dwudziestki trójki" , chętnie się podzielę...

1 Psalm. Dawidowy. Pan jest moim pasterzem,
nie brak mi niczego.

2
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
3 orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.

4
Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza.
5 Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity.
6
Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy.

Psalm 23 przedstawia Boga jako dobrego pasterza. Dba On o całość życia chwalącej go "owieczki". Zaspokaja jej wszystkie potrzeby ("nie brak mi niczego"), daje potrzebne wytchnienie - odpoczynek, jest niejako "drogowskazem"i pocieszycielem, "przez wzgląd na swoje imię" (tzn. taka jest Jego natura; miłość i troska są zgodne z boskim charakterem).
Werset 5 wprowadza kolejny obraz: Bóg jest tu doskonałym gospodarzem, dającym poddanym to, co najlepsze ("stół dla mnie zastawiasz..."). Werset 6 wyraża wiarę w życie wieczne, to niejako objawienie tego, co będzie - objawienie Boga, który dba o przyszłość swego ludu, ("tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną...").
Dlaczego Bóg nazywany jest w psalmie pasterzem? ... W świecie starożytnego Bliskiego Wschodu określenie pasterz miało szczególne znaczenie. Oznaczało dobrego zarządcę, który troszczy się o tych, którymi się opiekuje; ochrania, zapewnia spokojny byt. Często władcy to określenie dodawali do wielu swoich tytułów.

Psalm 23 może znaleźć swe odniesienie właściwie do każdej sytuacji w naszym życiu. Jest pewnym "kwitkiem" na to, że Pan Bóg jest przy nas, nawet w najtrudniejszych momentach ("Chociażby chodził ciemną doliną...").
Zadziwiająca jest popularność tego psalmu. Nie jest to przecież przykład - budzącej tak wielkie emocje i już na samym wstępie dodającej utwórowi patosu - liryki zwrotu do adresata (tak jak to ma miejsce chociażby w mickiewiczowskiej Inwokacji na kartach "Pana Tadeusza"). To chyba raczej niewiarygodna subtelność w doborze słów i lekkość pióra autora, czyni Psalm 23 tak czytelnym dla przeciętnego odbiorcy.
Nic dziwnego, że doczekał się on tak wielu różnych interpretacji muzycznych i nie tylko ...

( http://www.youtube.com/watch?v=1RwI_dNox0w&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=5lavsyX4UQo&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=HsEDCckARGg&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=_Qkd5y_tzKk&feature=related )

poniedziałek, 12 września 2011

Miłość Boga do człowieka...

W liturgii, dzisiejszy- "poaklamacyjny" werset brzmi następująco: "Tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego; każdy, kto w Niego wierzy, ma życie wieczne".
Pewnie wielu skojarzy te słowa z chrześcijańskim przebojem (zresztą bardzo przyjemnym dla ucha), wykonywanym przez młodzieżowe schole i grupy oazowe w całej Polsce , szczególnie w okresie bożonarodzeniowym (pomimo pewnych zmian składniowych, które zostały wprowadzone na potrzeby melodii).
Warto odczytać i zinterpretować jednak tą frazę nieco głębiej... Nie ma chyba dla człowieka piękniejszego słowa niż słowo: "Kocham". Kiedy jest jeszcze ono podparte konkretnym działaniem, można powiedzieć, że ten, w którego kierunku owe działanie zostało skierowane, jest wielkim "szczęściarzem".
Św. Paweł w swoim liście do Koryntian (1 List Św. Pawła do Koryntian, 13,1-13) stworzył fenomenalny obraz miłości. Prostotą formy przekazał bardzo bogatą treść... pisał:
...
Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma
...
Bardzo często "Hymn o miłości" odczytywany jest podczas uroczystości ślubnych, jako pewna idylla relacji kobiety i mężczyzny. Czasem warto jednak popatrzeć na niego jako na przykład interakcji Bóg - człowiek, a dokładniej oddziaływania Boga na człowieka. Gdybyśmy w liście Pawła do Koryntian zamiast słowa "miłość" napisali "Bóg", powstałby naprawdę niezły tekst ... a tu już niedaleko do stwierdzenia, że "Bóg jest miłością". W czym w takim razie ta miłość się objawia? Chyba właśnie w tym: "Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego"... czyli oddał to, co miał najcenniejszego. Mało tego, pozwolił On, by ludzie jego najcenniejszy skarb - Jezusa zabili i aby "każdy, kto w Niego wierzy, miał (ma) życie wieczne". Czy trzeba czegoś więcej?

sobota, 10 września 2011

Przecudne bogactwo miłości...

Dwa domki

Mały domek, położony u podnóża wzgórza, był zrobiony cały z soli.
W domku tym żyli: mężczyzna z soli i kobieta z cukru.
Bywały dni, w których się kochali, i bywały dni, w których się nie cierpieli.
Jednego dnia pokłócili się niesamowicie.
Mężczyzna chwycił gruby kij z soli i wyrzucił kobietę.
Krzyczał jak opętany: - Idź i zbuduj sobie dom z cegły!
Kobieta odeszła płacząc, ale niezbyt mocno, ponieważ jej cukrowe policzki mogłyby się rozpłynąć.
Zbudowała sobie domek z cegieł niedaleko od domku z soli.
Był to bardzo wdzięczny domek, z ukwieconymi balkonami, kamiennym kominem - ale kobieta była smutna.
Myślała dniem i nocą o mężczyźnie z soli.
Pewnego dnia zdecydowała się.
Poszła do słonego domku i zapukała do drzwi. Poprosiła człowieka o odrobinę soli do zupy.
Mężczyzna złapał swój gruby kij z soli i przegonił kobietę: - Idź stąd natychmiast, bo będzie z tobą źle!
Kobieta wróciła do swego domku płacząc, ale nie za wiele, żeby nie rozpuścić swoich policzków z cukru.
Niebo, wielkie i litościwe, obserwowało całe to zajście, wzruszyło się i też zaczęło płakać.
Zaczął padać deszcz. Deszcz ulewny.
Mały domek z soli zaczął się rozpuszczać. Mężczyzna szybciutko pobiegł do domku z cegieł.
Zapukał w okno: - Pozwól mi wejść, proszę, albo ten deszcz całego mnie rozpuści.
- Ha, ha! Skończyło się święto! - triumfowała kobieta. - Ty odmówiłeś mi odrobiny soli, teraz radź sobie sam!
Ale mężczyźnie udało się delikatnymi, uprzejmymi słowami wzruszyć kobietę, która zlitowała się i otwarła drzwi.
Rzucili się w ramiona jedno drugiemu i ucałowali się długim, słodko-słonym pocałunkiem.
A ponieważ człowiek z soli był mocno przemoczony, przykleił się do kobiety z cukru.
Trzeba było sporo czasu na wyschnięcie i odzyskanie swobody.
Od tamtego czasu człowiek z soli ma usta z cukru, a kobieta z cukru ma usta słone.

I więcej już się nie kłócą.

To właśnie różnice stwarzają przecudne bogactwo miłości.

piątek, 9 września 2011

Krąg radości!

Pamiętam jak dziś, usłyszałem to opowiadanie podczas jednej z homilii...
(Rzecz dobra szczególnie dla tych, którzy cały rok czekają na mikołajkowe prezenty - być może w tym roku na ich twarzach pojawi się uśmiech, gdy sami coś komuś podarują)


Któregoś ranka, a było to nie tak dawno temu,
pewien rolnik stanął przed klasztorną bramą i energicznie zastukał.
Kiedy brat furtian otworzył ciężkie dębowe drzwi,
chłop z uśmiechem pokazał mu kiść dorodnych winogron.
- Bracie furtianie, czy wiesz komu chcę podarować tę kiść winogron,
najpiękniejszą z całej mojej winnicy? - zapytał.
- Na pewno opatowi lub któremuś z ojców zakonnych.
- Nie. Tobie!
- Mnie? Furtian aż się zarumienił z radości. - Naprawdę chcesz mi ją dać?
- Tak, ponieważ zawsze byłeś dla mnie dobry,
uprzejmy i pomagałeś mi, kiedy cię o to prosiłem.
Chciałbym, żeby ta kiść winogron sprawiła ci trochę radości.
Niekłamane szczęście, bijące z oblicza furtiana, sprawiło przyjemność także rolnikowi.

Brat furtian ostrożnie wziął winogrona i podziwiał je przez cały ranek.
Rzeczywiście, była to cudowna, wspaniała kiść.
W pewnej chwili przyszedł mu do głowy pomysł:
- A może by tak zanieść te winogrona opatowi, aby i jemu dać trochę radości?
Wziął kiść i zaniósł ją opatowi.
Opat był uszczęśliwiony.
Ale przypomniał sobie, że w klasztorze jest stary, chory zakonnik i pomyślał:
- Zaniosę mu te winogrona, może poczuje się trochę lepiej.

Tak kiść winogron znowu odbyła małą wędrówkę.
Jednak nie pozostała długo w celi chorego brata,
który posłał ją bratu kucharzowi pocącemu się cały dzień przy garnkach.
Ten zaś podarował winogrona bratu zakrystianowi (aby i jemu sprawić trochę radości),
który z kolei zaniósł je najmłodszemu bratu w klasztorze,
a ten ofiarował je komuś innemu,
a ten inny jeszcze komuś innemu.
Wreszcie wędrując od zakonnika do zakonnika,
kiść winogron powróciła do furtiana (aby dać mu trochę radości)
Tak zamknął się ten krąg.
Krąg radości.


Nie czekaj, aż rozpocznie kto inny.
To do ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu radości.
Często wystarczy mała, malutka iskierka, by wysadzić w powietrze ogromny ciężar.
Wystarczy iskierka dobroci, a świat zacznie się zmieniać.
Miłość to jedyny skarb, który rozmnaża się poprzez dzielenie:
to jedyny dar rosnący tym bardziej, im więcej się z niego czerpie.
To jedyne przedsięwzięcie, w którym tym więcej się zarabia,
im więcej się wydaje; podaruj ją, rzuć daleko od siebie,
rozprosz ją na cztery wiatry, opróżnij z niej kieszenie,
wysyp ją z koszyka, a nazajutrz będziesz miał jej więcej niż dotychczas.

czwartek, 8 września 2011

Bo w nim jest uzdrowienie

... „Synu, w chorobie swej nie odwracaj się od Pana, lecz módl się do Niego, a On cię uleczy”

(Syr 38, 9).

A Ty, jaki weźmiesz krzyż?

LAZUROWA GROTA

Był człowiekiem biednym i prostym.
Wieczorem po dniu ciężkiej pracy, wracał do domu zmęczony i w złym humorze.
Patrzył z zazdrością na ludzi, jadących samochodami
i na siedzących przy stolikach w kawiarniach.
- Ci to mają dobrze - zrzędził, stojąc w tramwaju w okropnym tłoku.
- Nie wiedzą, co to znaczy zamartwiać się...
Mają tylko róże i kwiaty. Gdyby musieli nieść mój krzyż!

Bóg z wielką cierpliwością wysłuchiwał narzekań mężczyzny.
Pewnego dnia czekał na niego u drzwi domu.

- Ach to Ty, Boże - powiedział człowiek, gdy Go zobaczył.
- Nie staraj się mnie udobruchać.
Wiesz dobrze, jak ciężki krzyż złożyłeś na moje ramiona.

Człowiek był jeszcze bardziej zagniewany niż zazwyczaj.

Bóg uśmiechnął się do niego dobrotliwie.

- Chodź ze Mną. Umożliwię ci dokonanie innego wyboru - powiedział.

Człowiek znalazł się nagle w ogromnej lazurowej grocie.
Pełno było w niej krzyży: małych, dużych, wysadzanych drogimi kamieniami,
gładkich, pokrzywionych.

- To są ludzkie krzyże - powiedział Bóg. - Wybierz sobie jaki chcesz.

Człowiek rzucił swój własny krzyż w kąt i zacierając ręce zaczął wybierać.

Spróbował wziąć krzyż leciutki, był on jednak długi i niewygodny.
Założył sobie na szyję krzyż biskupi,
ale był on niewiarygodnie ciężki z powodu odpowiedzialności i poświęcenia.
Inny, gładki i pozornie ładny, gdy tylko znalazł się na ramionach mężczyzny,
zaczął go kłuć, jakby pełen był gwoździ.
Złapał jakiś błyszczący srebrny krzyż, ale poczuł,
że ogarnia go straszne osamotnienie i opuszczenie.
Odłożył go więc natychmiast. Próbował wiele razy,
ale każdy krzyż stwarzał jakąś niedogodność.

Wreszcie w ciemnym kącie znalazł mały krzyż, trochę już zniszczony używaniem.
Nie był ani zbyt ciężki ani zbyt niewygodny.
Wydawał się zrobiony specjalnie dla niego.
Człowiek wziął go na ramiona z tryumfalną miną.

- Wezmę ten! - zawołał i wyszedł z groty.

Bóg spojrzał na niego z czułością.
W tym momencie człowiek zdał sobie sprawę,
że wziął właśnie swój stary krzyż ten, który wyrzucił, wchodząc do groty.

środa, 7 września 2011

Szczegół - tak mały, a tak ważny...

Często, wszystko co robimy, robimy pobieżnie. Być może wynika to z zabiegania, nawału pracy lub czegokolwiek innego. Warto postawić sobie jednak pytanie, czy ta pobieżność nie zaciera sensu naszych działań? Rzućmy okiem na pewne opowiadanie ...

"Proboszcz z pewnej wioski szczególną wagę przykładał do zewnętrznego przygotowania świąt i uroczystości parafialnych. W szczególny sposób dbał o procesję Bożego Ciała. Chciał, aby to święto było najważniejszym wydarzeniem jego miejscowości. Już trzy miesiące wcześniej powołał specjalny komitet organizacyjny i przydzielał zadania wszystkim grupom parafialnym. W dniu święta całe miasteczko było zmobilizowane. Punktualnie o godzinie 10.30 wyruszył uformowany wcześniej orszak rozpoczynając uroczystość. Na początku szli ministranci, za nimi przedszkolaki w strojach regionalnych, dziewczynki w białych sukienkach rzucające kwiaty, młodzież z parafialnej grupy sportowej, oratorium, bractwa, mężczyźni ze sztandarami, orkiestra i wreszcie wszyscy wierni. Jednym słowem, wspaniała procesja.
Gdy orkiestra uroczyście zagrała pieśń eucharystyczną, z kościoła wyszło majestatycznie czterech młodzieńców niosących baldachim. Pod baldachimem szedł proboszcz, odziany w najlepszą kapę, unosząc ciężką, drogocenną, złoconą i zdobioną drogimi kamieniami monstrancję.
Nagle obok proboszcza pojawił się ksiądz wikary, który pilnował ministrantów. Podbiegł i zatrwożony wyszeptał: Księże kanoniku, w monstrancji brakuje Hostii!.
Proboszcz odparł sucho: Czynie widzisz, ile mam na głowie? Nie mogę zajmować się wszystkimi szczegółami!"

Czy Pan Jezus to tylko szczegół? Może dla niektórych, dla wielu tak właśnie jest.

Nie zamieściłem tu tego opowiadania po to, by kogokolwiek oskarżać. To raczej, z mojej strony uświadamianie ... samego siebie. Czasem jestem zabiegany i nie zwracam uwagi na "szczegóły"... pewnie nie tylko ja...

wtorek, 6 września 2011

Duch Święty, czyli chrześcijański fenomen...

"Duchu Święty, który oświecasz serca i umysły nasze, dodaj nam ochoty i zdolności, aby ta nauka była dla nas pożytkiem doczesnym i wiecznym..." - chyba każdy z nas, zna słowa tej modlitwy na pamięć, a już na pewno Ci, którzy mają okazję zasiadać w szkolnych ławkach na lekcjach religii - gdzie ksiądz bądź (ubrana w sto odcieni szarości) katechetka z całą klasą odklepuje ją przed zajęciami. Napisałem: "odklepuje", nie bez przyczyny. Często bowiem modlimy się zupełnie bezmyślnie, ale to chyba temat na osobny artykuł.
Z wielką przyjemnością, wchodzę ponownie na właściwe tory, by krążyć wokół tego fenomenu, jakim niewątpliwie jest Duch Święty.
Tu pojawia się pytanie wyjściowe: kim on, tak naprawdę jest? ... Porywałbym się z motyką na słońce, próbując go jednoznacznie opisać. Mogę spróbować jednak zbudować owego Ducha pewne wyobrażenie... Ceniony reżyser teatralny i filmowy - Michał Kwieciński jest autorem filmu "Biała sukienka", który władzę TVP namiętnie transmitują każdego roku, w "Boże Ciało". Jeden z wątków tego obrazu, kręci się wokół zażartej dyskusji teologicznej dwóch młodych mężczyzn. Jeden z nich okazuję się później być zresztą księdzem. Ciekawą postacią jest natomiast ten drugi osobnik, podający się za zdeklarowanego ateistę. Nie wspominał bym pewnie w ogóle o tym filmie, gdyby nie... jedna wypowiedź "niewiernego" bohatera; a brzmiała ona mniej więcej tak: " teoretycznie Bóg to Trójca Święta, czyli: Ojciec, Syn i Duch Święty, tak? ... OK, Boga Ojca czczą, ale Jezusa?... jeszcze bardziej. A już Ducha Świętego tyle co nic. A wiesz dlaczego?... Bo oni nie jarzą o co chodzi. A dlaczego nie jarzą? Aaa, bo trudno im jest to namalować... Bóg Ojciec? - proszę bardzo - dziadek z brodą i jest dziadek z brodą ... Jezus? - OK - pogodny hippis, cool... ale weź namaluj im Ducha? ..."
Zarówno Bóg Ojciec jak i Syn Boży to postacie, o których wyobrażenie ma prawie każdy. Te miliony ikon z Jezusem czy w nieco mniejszym stopniu z jego Ojcem (sprzedawane na każdym kroku) - są tego dowodem. Dziwne natomiast jest, że ciężko nam wyobrazić sobie to dopełnienie Trójcy, jakim jest Duch Święty. Jest on chyba najbardziej tajemniczą postacią całego "trio". Wprawdzie często przestawiany jako piękny biały gołąbek, z gołębiem hodowlanym wiele wspólnego to on nie ma.
O wyglądzie Ducha pisać i rozmawiać się chyba nie da, ale można zbudować jego "obraz", posługując się ... skojarzeniami. Osobiście, słysząc Duch Święty, myślę: Bóg, osoba, tajemnica, pomoc, niewidzialna siła, pocieszyciel...
Duch Święty, mimo tego, że jest ciężki do zweryfikowania, działa w naszym życiu z ogromnym natężeniem. Tu trzeba sięgnąć po encyklopedię każdego katolika - Pismo Św. O Duchu mowa jest w nim już w drugim wersecie księgi Rodzaju: „(...) a Duch Boży unosił się nad wodami”. Bardzo charakterystyczne są również słowa Jezusa na jego temat i na temat jego związku z ludźmi:

„Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze -- Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was” (J 14:16-18).

„A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem” (J 14:26).

„Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe” (J 16:13).

Duch Święty ma wobec nas szereg zadań. Podstawową Jego rolą jest świadczenie o Jezusie. Duch przekonuje ludzkie serca o jego prawdzie; porusza nasze serca i umysły, wzywając nas do żalu za grzechy i zwrócenia się ku Bogu.
Kluczowy jest tu także fakt, że jest osobą pod każdym względem równą Bogu Ojcu i Synowi Bożemu.
Wszystko, co tu napisałem, może brzmieć jak nierealna bajka. Jednak obecność Ducha Świętego możemy odczuwać nieustannie w naszym współczesnym, rzeczywistym świecie. Sam posługuję się często wymowną frazą : "Duchu Święty, oświeć mnie" ( dobra rzecz na egzaminy, publiczne wystąpienia,a także na momenty, gdzie do podjęcia są kluczowe dla nas decyzje).
On działa, jeśli się go tylko o to poprosi. Nie ma tu nic do tego fakt, że ciężko go określić, narysować i pojąć. Jedyne co mówimy robić to wierzyć w jego moc, która jest przy nas od urodzenia, a w szczególnym stopniu od momentu przyjęcia sakramentu bierzmowania...

Duchu Przenajświętszy, racz mi udzielić daru mądrości, abym zawsze umiejętnie rozróżniał dobro od zła i nigdy dóbr tego świata nie przedkładał nad dobro wieczne;
daj mi dar rozumu, abym poznał prawdy objawione na ile tylko jest to możliwe dla nieudolności ludzkiej;
daj mi dar umiejętności, abym wszystko odnosił do Boga, a gardził marnościami tego świata;
daj mi dar rady, abym ostrożnie postępował wśród niebezpieczeństw życia doczesnego i spełniał wolę Bożą;
daj mi dar męstwa, abym przezwyciężał pokusy nieprzyjaciela i znosił prześladowania, na które mógłbym być wystawiony;
daj mi dar pobożności, abym się rozmiłował w rozmyślaniu, w modlitwie i w tym wszystkim, co się odnosi do służby Bożej;
daj mi dar bojaźni Bożej, abym bał się Ciebie obrazić jedynie dla miłości Twojej.
Do tych wszystkich darów, o Duchu Święty dodaj mi dar pokuty, abym grzechy swoje opłakiwał,
i dar umartwienia, abym zadośćuczynił Boskiej sprawiedliwości.
Napełnij Duchu Święty serce moje Boską miłością i łaską wytrwania, abym żył po chrześcijańsku i umarł śmiercią świątobliwą. Amen.

poniedziałek, 5 września 2011

Apokryfy, a raczej o Apokryfach - cytując Szymona Hołownię

Z lubością zaczytuję się ostatnio w "Kościół dla średnio zaawansowanych" Szymona Hołowni. Mnogość ciekawych wypowiedzi na temat pojęć z "branży" wiadomo jakiej, może budzić uśmiech na twarzy czytelnika na 100 procent. Ja postanowiłem wziąć dzisiaj na tapetę ... APOKRYFY.

" 'Jezus szedł ze swoim ojcem i jakieś dziecko biegnąc, uderzyło go w ramię. I natychmiast padło martwe. [...] Innego dnia bawił się Jezus na jakimś budynku na wieży. Promień słońca wpadł przez dziurkę od klucza do wnętrza. Jezus więc skoczył na promień i usiadł na nim. Inne dziecko ujrzało to i chciało z Jezusem usiąść na promieniu. Przy tym jednak spadło z wieży i umarło' ". Na następnych kilku stronach cytowanej księgi mały Jezus uśmierca jeszcze kilku rówieśników i jednego nauczyciela, który próbował go zdzielić. Gdy wraz z grupą ocalałych kolegów bawi się na dachu, z którego jeden z nich spada, Jezus używa jednak swojej mocy i wskrzesza malutkiego Zenona.
To nie scenariusz katechetycznej dobranocki, którą za pięćdziesiąt lat napiszą autorzy popularnej serii "Transformers". Choć być może przyświecałyby im idee podobne jak autorowi cytowanego tekstu, który prawdopodobnie na prostych przykłądach, prostym ludziom, wychowanym w myśl zasady "wierzę w to co widzę", usiłował pokazać boską moc Jezusa. Tekst ten nosi tytuł 'Dzieciństwo Pana, Ewangelia Tomasza'. I jest apokryfem.
Apokryfy to przeważnie starożytne księgi, których nie uznano za napisane pod natchnieniem Ducha Świętego i nie włączono do oficjalnego biblijnego kanonu.

...

Każde judeochrześcijańskie wyznanie ma zresztą własny biblijny kanon.

...

W katolicyzmie są wśród nich takie perły jak 'Ewangelia tajemna Marka', 'Dzieje Józefa Cieśli', 'List Heroda do Piłata' czy wreszcie 'List o zachowaniu niedzieli spadły z nieba' oraz 'Męczeństwo Piłata'.

...

Tych ksiąg nie wolno księżom czytać w kościele, ale mogliby proponować wiernym, aby ci - zamiast w niedzielne popołudnia katować się kolejnymi odcinkami "Na dobre i na złe" poczytali je sobie w domu."

Ile prawdy w tym, że Bóg jest zły?

Pytanie w temacie może wydawać się dość kontrowersyjne... Ja, jako młody, świadomy katolik powinienem odpowiedzieć po prostu: zero. Ale czy taka odpowiedź zadowoli tych najbardziej dociekliwych, albo tych, którzy sami doświadczyli cierpienia lub którzy to cierpienie obserwują w otaczającym nas świecie? No chyba nie...
Zadanie stoi przede mną tym trudniejsze, że specem od teologii czy filozofii kościoła specjalnym nie jestem. Spróbuję więc, pisać "na chłopski" rozum, w oparciu o źródła, które "dorwałem", przeczytałem i nad którymi dumałem sporo czasu...
Wielu tych, którzy propagują przekonanie o tym, że Bóg jest zły, posiłkuję się kilkoma wciąż powtarzającymi się pytaniami, mającymi oponenta niejako "zmieść" z powierzchni ziemi. Do takich oklepanych przykładów należą następujące: Jeśli Bóg kocha nas, to dlaczego rodzą się kalekie dzieci? Dlaczego tyle wojen? Dlaczego niewinni ludzie nagle giną w wyniku trzęsień ziemi, huraganów, powodzi i innych kataklizmów? Jak Bóg może pozostawać obojętny patrząc na katastrofy lotnicze, ataki serca, plagę chorób nowotworowych czy AIDS? Jeśli Bóg kocha nas, dlaczego nie uczyni coś, by zapobiec cierpieniom? (pytania te skopiowałem ze stronki http://czytelnia.chrzescijanin.pl/artykuly/oo/dlaczego_niewinni_cierpia.htm , ale fakt faktem, mogłem znaleźć je na każdej innej - w tym tkwi chyba pewien fenomen).
Odpowiedzi na wszystkie te pytania należy szukać w pojęciu dość szczególnym dla każdego katolika, w WOLNEJ WOLI. Bóg w całym swym ogromie i w swej wielkiej mocy, zaplanował świat dość szczegółowo, ale jako (nie boję się użyć tego słowa) dobry Tato, pozostawił swemu stworzeniu (czyt. nam) ten margines wolności, który pozwala nam decydować o sobie.
Zofia Nałkowska w "Medalionach" pisze, że "to ludzie ludziom zgotowali ten los"; fraza dość chwytliwa, skoro pojawiła się także w piosence jednego z polskich raperów. Chwytliwa, bo - prawdziwa, chciałoby się rzec. A to dlatego, że ciągłe obarczanie Boga (zamiast ludzi, rzecz jasna) o cierpienia naszego świata jest, mówiąc delikatnie - przesadzone. Przykład bardzo prosty: to pierwsi rodzice zerwali owoc, zjedli go i tym samym ściągnęli na nas, żyjących tysiące lat później owe cierpienie. Gdyby nie oni, wszyscy biegalibyśmy teraz szczęśliwi po Raju "na waleta", bez żadnych trosk i wszystkiego tego, co w jakiś sposób nas boli. To była ciężka, archaiczna amunicja, zmniejszmy może artylerię...
Logicznie rzecz biorąc, Bóg nie może i kochać i być pełnym mocy, podczas gdy cierpienie w dalszym ciągu istnieje (to zdanie też nalazłem na wspomnianej wcześniej stronce). Ale gdzie jest miejsce na logikę, mówiąc o Absolucie? Wyobraźmy sobie, że żyjemy w czasach II wojny światowej i jesteśmy aktywnymi działaczami "Podziemia". Jedna z akcji dywersyjnych nam nie wyszła, złapali nas Niemcy, jesteśmy przesłuchiwani... Nasza wolna wola daje nam wybór: możemy wydać swych współpracowników (to chyba nie najtrafniejsze określenie - szczególnie w dobie "polustracyjnej", ale żadne inne nie przyszło mi do głowy) i ujść z życiem lub trzymać język za zębami i być... rozstrzelani. Wybór ma również każdy z naszych katów: może nas rozstrzelać, może też puścić wolno, ale wtedy sam narazi się przełożonym. Właściwie w każdej kombinacji tych decyzji pojawi się cierpienie. Ale jaka w tym wina Boga? ... OK, mógł zejść do piekieł, "trzepnąć" szatana po głowie czy w każdy inny sposób zniszczyć go; ale wtedy ... zaingerowałby w naszą wolną wolę. Człowiek stałby się marionetką w rękach Boga - bez żadnej możliwości samodecydowania (a tego Pan nie chciał), o czym, z takim przejęciem pisali twórcy doby chociażby, Renesansu. Co to byłoby za stado, którym pasterz nie musi się opiekować, bo owieczki chodzą elegancko, jak w zegarku?
Przy całym moim bardzo sceptycznym nastawieniu do idei liberalizmu, jedną rzecz warto podkreślić: prezentowała ona tezę, że "wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej jednostki". Słowa te - wyciągnięte jakby z utopii o społeczeństwie idealnym, w minimalnym stopniu kłócą się z pojęciem wolnej woli - tej danej nam od Boga, które ma dużo szersze znaczenie. Ale pomijając ten fakt, byłoby naprawdę pięknie, gdyby ludzie nie wyrządzali sobie SAMI krzywd. I tu pytanie: czy zależy to całkowicie od nas, czy może dużo w tej kwestii do powiedzenia ma Pan Bóg? Ja stawiam na to pierwsze. Ten, kto uważa inaczej, niech przywiąże się do drzewa na 3-metrowym sznurku i spróbuje iść na spacer po okolicy. Rzecz do zrobienia - niemożliwa, a tak właśnie byłoby, gdyby Bóg zniszczył szatana, zło i uwolnił nas od fizycznych, psychicznych bądź duchowych ułomności.
Nie warto jednak być wiecznie obrażonym i naburmuszonym na "Boskiego"- egoistą. Przecież to On jest naszym opiekunem, zawsze gotowym przyjąć nas pod swe skrzydła. Nikt nie broni nam "taranować niebios" modlitwami, które On cierpliwie wysłuchuje.
Cierpienie ma też drugi wymiar ... budujący. Często jest ono źródłem nawrócenia, a także bonusem przed czekającym każdego Sądem Ostatecznym. Dobroć,z której obdzierają Boga ludzie, daje także możliwość otrzymania łask szczególnych, niewytłumaczalnych "człowieczym" umysłem - są to cuda (zarówno te duchowe, jak i fizyczne) - a tu kłania się pokorna modlitwa.
Bóg kocha nas i dlatego przygotował drogę wyjścia poprzez Jezusa Chrystusa dla wszystkich ludzi - wliczając w to i ciebie, umożliwiając ponowny powrót do właściwej z Nim społeczności.

Pozwolę sobie po raz kolejny odwołać się do umiłowanej przeze mknie tak bardzo dziś stronki:
  • Bóg stworzył człowieka na swoje wyobrażenie, obdarzył go wolną wolą, która nadała człowiekowi szczególnego znaczenia.

  • Człowiek niewłaściwie wykorzystał swą wolność, przez co sprowadził chaos i zniszczenie na ziemię.

  • Rezultaty podejmowanych przez człowieka decyzji, mogą wpływać na innych ludzi w tym i zupełnie niewinnych.

  • Stąd też obecność cierpienia na ziemi jest wynikiem upadku człowieka a nie słabości Boga lub braku Jego miłości.

  • Znaczenie człowieka realizuje się w tym ze jego decyzje powodują ściśle określone rezultaty.

  • Konsekwencje ludzkich decyzji zależą od stabilności środowiska w którym człowiek przebywa, wymagają więc prawa jako zasady a nie cudu.

  • Bóg ustanowił prawa rządzące wszechświatem dla naszego dobra, wolności i znaczenia.

  • Obecnie Bóg nie może zmieniać tych praw po to by powstrzymać ograniczone w czasie cierpienia.


Wielu może pytać: jaka jest w takim razie wina matki, która bardzo pragnie zdrowego dziecka, w sytuacji, w której rodzi się ono kalekie? Dla zdeklarowanych ateistów czy być może także tych dociekliwych, ciągłe przywołanie obrazu z Raju nie będzie wystarczającą odpowiedzią. Trudno, bym ja (dopiero wchodzący w życie, bo rozpoczynający studia) jednoznacznie zadowolił swoją wypowiedzią właśnie ich, ale trzeba powiedzieć jedno ... czasem przez takie tragiczne dla nas wydarzenia, które godzą w nas - Bóg chce nam coś powiedzieć. Czasem może wystawia nas na próbę - jak Abrahama. Chce wiedzieć, czy w chwili słabości odwrócimy się od niego. Nie ma w tym jego złych zamiarów ... On zawsze jest gotów pomóc, gdy tylko się o to prosi...

a niech konkluzją tych rozważań będzie fakt, że zarówno modlitwa jak i wiara, czynią cuda...

"U Boga chwała i zbawienie moje"

(Ps 62,6-7,9)
REFREN: U Boga chwała i zbawienie moje

Jedynie w Bogu szukaj spokoju, duszo moja,
bo od Niego pochodzi moja nadzieja.
On tylko jest skałą i zbawieniem moim,
On moją twierdzą, więc się nie zachwieję.

W każdym czasie
Jemu ufaj, narodzie.
Przed Nim wylejcie wasze serca:
Bóg jest naszą ucieczką.

Słowa psalmu 62. słyszymy dziś - w trakcie Liturgii Słowa, udając się na Mszę Św. Są one bodźcem do tego, aby ... pokładać ufność w Panu. Warto zwrócić dziś uwagę także na "Boską Potęgę", otwierając karty Nowego Testamentu i zagłębiając się w całościowe spojrzenie psalmisty na relację Bóg - człowiek w Psalmie 62.

W "Przewodniku po Biblii" Oficyny Wydawniczej "Vocatio", którego jestem szczęśliwym posiadaczem, widnieje taki komentarz do dzisiejszego psalmu: "Psalmista z pokorą i ufnością powierza swoją sprawę Bogu. Człowiek zmierza ku zagładzie (4-5), ale czym on jest naprawdę (9-11)? Władza należy do Boga, który sprawuje ją z miłością i sprawiedliwością (12-13)."


...


„Boże, obdarz nas prawdziwą wolnością” – prosimy w dzisiejszej kolekcie. Poznając Jezusa, jednocześnie coraz lepiej poznajemy siebie samych – odkrywamy swój egoizm, wygodnictwo, uleganie opiniom otoczenia. Jeśli dziś to w sobie widzimy, mamy doskonały powód, by przez udział w Eucharystii przybliżyć się do Chrystusa. On był gotów narazić się swoim przeciwnikom, aby tylko czynić dobrze. To Jego mocą, działającą w nas, możemy przezwyciężyć własną słabość, która nam przeszkadza stać się ludźmi wolnymi.

Mira Majdan, „Oremus” wrzesień 2005, s. 22


niedziela, 4 września 2011

"Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa"

Św. Paweł w swym liście do Rzymian, prezentuje dzisiaj związek miłości i prawa:

"Nikomu nie bądźcie nic dłużni poza wzajemną miłością. Kto bowiem miłuje bliźniego, wypełnił Prawo. Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj, i wszystkie inne - streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Miłość nie wyrządza zła bliźniemu. Przeto miłość jest doskonałym wypełnieniem Prawa."


(Rz 13,8-10)

Jak pogodzić miłość i prawdę; miłosierdzie i sprawiedliwość? O wiele łatwiej popaść w którąś ze skrajności – albo w imię miłości tolerując zło, albo potępiając człowieka bez współczucia dla jego słabości. Jezus poleca nam dziś dążyć przede wszystkim do tego, by pozyskać swego brata dla Boga. Wtedy nie będziemy ranić nikogo ani obojętnością, ani osądem. A ucząc się w ten sposób szukać jedności z braćmi, wejdziemy w taką bliskość z Ojcem niebieskim, że nie będzie już rzeczy, której On by nam odmówił. (Mira Majdan, „Oremus” wrzesień 2005, s. 18)

Siła modlitwy...

Katecheta pytał dzieci, czy się modlą.
-Powiedz nam, czy odmawiasz modlitwy wieczorne?
-Oczywiście.
-A czy modlisz się również rano?
-Nie.
-Dlaczego?
-Ponieważ w dzień niczego się nie boję.


Często tylko strach napędza nas do modlitwy.
To upokarzające, tak dla nas, jak i dla Pana Boga. Dzięki modlitwie wschodzi słońce. Modlitwa trwała i mocna, wypowiadana w jakimkolwiek języku, wie, że po drugiej stronie jest Ktoś, kto na nią czeka, Ktoś, kto jej słucha.

Bruno Ferrero




(Wielu powie pewnie, że opowiadania Bruno Ferrero uległy ... pauperyzacji . Pewnie w jakimś stopniu jest to prawda. W końcu wielu księży, czy świeckich głoszących: na kazaniach, rekolekcjach, powołuje się na tegoż pana. To jest trochę jak z Paulo Coelho. Śmiało można nazwać go przedstawicielem literatury popularnej. Ale czy jest to jakaś ujma? Moim zdaniem nie. Dopóki ludzie potrafią odbierać słowo pisane, które stara się metaforycznie przekazywać pewne wartości - takie rzeczy powinny powstawać... Chociażby dlatego, ja jego słowa na tym blogu będę zamieszczał.)


sobota, 3 września 2011

Czego to w "kościelnym wokalu" zrobić nie można?

Wędrując co tydzień grzecznie na niedzielną Mszę Św., obok tego co w Kościele najważniejsze (dla niewtajemniczonych - Boga), trudno nie zwrócić uwagi na to, co po prostu jest. Mówię tu o tych rzeczach, które mają swoją obecnością upiększać całość liturgii i obrzędów, być wizytówką parafii czy formacji parafialnych... Nie oszukujmy się jednak, że to co ma tworzyć mistyczną aurę i wzruszać nie jest czasem źródłem sympatycznych uśmiechów wiernych.
Tego postu pewnie by nie było, gdyby nie fakt, że zaczytuję się właśnie w książce niejakiego Szymona Hołowni, noszącej bądź co bądź ciekawy tytuł "Kościół dla średnio zaawansowanych". Czasem przyjemnie poczytać o pewnych sprawach - nas interesujących, szczególnie wtedy, kiedy autor ciętym piórem przedstawia prawdę o przedmiocie naszych zainteresowań.
W książce Hołowni nie ma bluźnierstw, profanacji czy pisemnych herezji - to po prostu coś dla ludzi, którzy nie zawsze są w stanie ogarnąć swym umysłem rozwlekłych definicji KKK, prawa kanonicznego, a którzy chcą poznać Kościół - do którego należą.
Nie jest to jednak czas, by zagłębiać się w to, jak ta książka (tym bardziej autor) wpływa na siłę więzi z Kościołem poszczególnych czytelników.
Wracając do uśmiechów wiernych, pojawiają się one często przy okazji np. wokalnych wyczynów chórów parafialnych, śpiewających w myśl augustyńskiej zasady: "ktoś śpiewa, modli się podwójnie"... Hołownia pisze o tych sprawach naaaaaaprawdę ciekawie:

"Jednym ze sztandarowych zadań chóru parafialnego jest zwykle uroczyste odśpiewanie z podziałem na role fragmentu ewangelii o męce Chrystusa, co praktykuje się w Niedzielę Palmową i Wielki Piątek. W pewnej białostockiej parafii miałem okazję słuchać go kilkanaście razy pod rząd. Na szczególną uwagę zasługiwała żona Piłata, która operowała w rejestrach możliwych do wyłapania tylko przez nietoperze, oraz Judasz, który w trakcie swojej partii wydawał odgłosy właściwie dolegliwościom żołądkowym. "

Ten sam człowiek pisze, że: "Rolę światełka w wypełnionym kakofonią tunelu pełnią też działające przy wielu parafiach schole młodzieżowe"

Trudno się z tym nie zgodzić - w końcu nie każda placówka kościelna posiada swój Chór Aleksandrowa czy zespół pokroju TGD, ale warto wspomnieć, że jest wiele parafii, w których prosperują naprawdę dobre chóry ...

PS. Biorąc pod uwagę to, że w lekturę się wciągnąłem ... do książek Hołowni jeszcze nieraz na tym blogu nawiążę. :)

Wierzysz?

W szklanym naczyniu żyły dwie czerwone rybki. Poruszając się leniwie wzdłuż szklanych ścian miały dość czasu, by filozofować. Pewnego dnia jedna z rybek zapytała drugą:
- Czy wierzysz w Boga?
-Oczywiście!
- A skąd o Nim wiesz?
- A kto, według ciebie, zmienia wodę w naczyniu każdego dnia?



Mogłoby się wydawać, że powyższe opowiadanie to po prostu ... zwykła bajka.
Ale czasem warto zapytać: skąd o nim wiem? Takie pytanie pozwala nie tylko uświadomić sobie, że on jest, ale także, że działa.
Ktoś w końcu musi stać za tym, że codziennie wstaje słońce, że zieleń budzi się na wiosnę i zasypia na zimowy czas.

Musi być ktoś, kto mi pomaga, kiedy go o to poproszę. Przecież to czego doświadczyłem, nie może być dziełem przypadku.
Wszystkie problemy i te duchowe i fizyczne, trudy codziennego życia mogą zniknąć, bo jest ktoś

... a tym kimś jest Bóg.




Jak spokojna rzeka płynie w nas życie i to jest cudem. Ale my przywykliśmy również do cudów. Każdy dzień jest nowym darem, czystą stroną do zapisania. Bóg zmienia nam wodę każdego dnia.