studentką UJ, absolwentką studia aktorskiego Lart w Krakowie, śpiewającą aktorką Teatru „Atmosfera”
Żółtodziób: Zapytałem Cię kiedyś, co czuje człowiek, mając „spoczynek w Duchu Świętym” (kiedy leży na ziemi). Powiedziałaś, że to niezwykłe, słodkie uczucie. Z perspektywy czasu odbierasz to doświadczenie inaczej?
Marta Kalandyk: Wbrew
pozorom, to bardzo osobiste pytanie i trudno udzielić na nie jednoznacznej
odpowiedzi. Każdy przeżywa je w inny sposób i Duch Święty każdego dotyka inaczej.
Mogę opowiedzieć o sobie. Co się czuje? Faktycznie, jest to coś wyjątkowego,
ciepłego, pełnego pokoju, radości i miłości. Za każdym razem gdy tego
doświadczam, myślę sobie: Panie, dzięki Ci, że to czuję ! Zdaję sobie też
sprawę, że tyle grzechów, tyle rzeczy z których nie jestem dumna, mam na swoim
koncie, a mimo to Bóg, Duch Święty daje
mi tak ogromną łaskę, tyle siły. Po tym zawsze mam poczucie, że jestem na
właściwym miejscu. Bóg to najlepsze co mogło mnie w życiu spotkać i nie mogę
tego zaniedbać. Tak jak wspomniałam, spoczynek w Duchu Świętym to nie tylko leżenie
na ziemi, ale też coś innego. Nie zapomnę sytuacji, kiedy podchodząc do
błogosławieństwa nie upadłam, ale poczułam, że coś wchodzi we mnie od głowy
przez całe ciało, cudowna energia. Byłam tym roztrzęsiona, musiałam usiąść by
dojść do siebie.
Ż: Po tym co mówisz, muszę stwierdzić, że jesteś bardzo
wrażliwą osobą. To powód, dla którego zajęłaś się muzyką?
MK: Tak, jestem bardzo
wrażliwą osobą, ale to na pewno nie był jedyny powód, dla którego zajmuję się
tym, czym się zajmuję. Pewnie dzięki temu, jestem bardziej wyczulona na
słowa i dźwięki, ale odkąd
pamiętam, muzyka zajmowała najważniejsze miejsce w moim życiu i sercu.
Ż: Lubisz śpiewać o Bogu… hmmmmm… a może raczej dla Boga?
MK: Zdecydowanie dla
Boga, na Jego cześć i chwałę. A czy lubię? Tak lubię, a nawet kocham to robić.
To właśnie w piosenkach o Bogu stawiałam swoje pierwsze wokalne kroki w Małym
Chórze św. Józefa Kalasancjusza, z którym jestem nierozerwalnie związana. Inną
kwestią jest to, że są to po prostu bardzo piękne utwory, które śpiewa się z
ogromną przyjemnością.
Ż: Kiedy usłyszałem "Chlebie najcichszy" w Twoim wykonaniu,
byłem pod ogromnym wrażeniem. Z drugiej strony śmiałem się z tego, że lubisz
Beyonce (za to przepraszam). Czy można powiedzieć, że śpiew to jest Twoja forma
modlitwy?
MK: Inspiruje się
wieloma wokalistami. Beyonce jest naprawdę świetna! W dalszym ciągu ją bardzo lubię. Miło, że podoba Ci się moje wykonanie ,,Chleba". Za każdym razem, gdy śpiewam tę
piosenkę, na chwile uciekam z „tu i teraz” i przenoszę się w jakąś inną
czasoprzestrzeń. Zatracam się w muzyce, słowach i śpiewam całym sercem. To jest
bardzo wyjątkowy utwór. I tak, zdecydowanie śpiew to moja forma modlitwy.
Często sobie myślę, że chyba chodzi też o to, żeby Bogu ofiarować to, co się od
Niego dostało, swoje talenty. I ja to właśnie robię, a raczej staram się robić,
jak tylko mogę najlepiej.
Ż: Czyli
warto czasem zamienić „zdrowaśki” na inną formę modlitwy?
MK: Każda forma jest
dobra i ważna. Wydaje mi się, że nie liczy tu się ilość odmówionych „zdrowasiek”
czy prześpiewanie, od deski do deski, śpiewnika pielgrzymkowego. Nie, tu chodzi
o intencje, z jakimi coś robimy.
Ż: Zawsze
bawiły mnie wywiady typu „dokończ zdanie”, ale nie mogę się powstrzymać: teatr
to dla mnie…
MK: Dotarliśmy do
najtrudniejszego pytania. Hhmmm.. teatr to dla mnie… chyba nie mogę odpowiedzieć
jednym zdaniem, bo to za mało, by umieścić w nim wszystkie te rzeczy, które
krążą mi po głowie, gdy myślę o teatrze.
Ż: Od
ponad roku kierujesz Teatrem Atmosfera, działającym przy parafii oo. Pijarów w Rzeszowie. „Atmosfera” – skąd
ta nazwa?
MK: Nie wiem czy można mówić, że kieruję teatrem.
Chyba nie, bo nie poczuwam się do roli kierownika. Jestem jedną z jego części,
bo „Atmosferę” tworzą ludzie - każdy z osobna wnosi coś wyjątkowego i swojego,
a nazwa to odzwierciedla. W naszym Teatrze panuje dobra, przyjacielska
atmosfera; nazwa powstała specjalnie na ubiegłoroczny Przegląd Teatrów
Pijarskich w Łowiczu.
Ż: Przegląd
Teatrów Pijarskich w Łowiczu - chyba udane przedsięwzięcie?
MK: Tak, i to bardzo !
Ż:
Zdobyliście tam nagrodę publiczności za spektakl „Którędy do nieba”. Kolejne
wyzwania sceniczne w planach?
MK: Zdecydowanie.
Wyzwania już się powoli realizują na naszych próbach. I muszę przyznać, że
jeśli wszystko wyjdzie tak jak chcemy, a mam ogromną nadzieję, że tak będzie,
to już niedługo zaprezentujemy na scenie coś wyjątkowego. Przed nami sporo
pracy - trzeba oswoić teksty i przygotować
stroje. I choć działanie w teatrze to przyjemność, mimo wszystko trzeba też dać
trochę z siebie. Ale warto tak się męczyć, chociażby po to, by zobaczyć uśmiech
na twarzach ludzi, którzy przyszli na przedstawienie.
Ż:
Wspomniałaś o trudnych pytaniach. To teraz bomba: co daje Ci wiara?
MK: Może zabrzmi to dość
dziwacznie, ale widzę siebie jako marionetkę w rękach Boga. Gdy tą lalką nie
kieruje niczyja ręka, spoczywa biedna i smutna w jakimś szarym kącie, lecz gdy
ma nad sobą czyjąś pieczę, jest inna - wesoła i radosna, jest szczęśliwa. Wiara
daje mi siłę, by ufać w to, że dam radę, że podołam wszystkim trudom i
wyzwaniom, które pojawiają się w moim życiu. Moimi nitkami kieruje Bóg. Daje mi
poczucie, że nie siedzę smutna i samotna w kącie, gdy nie mam siły, lecz
jestem prowadzona przez życie „cudowną ręką”. Wszystko to , co dzieje się w
moim życiu, dzieje się po coś i choć ja tego nie rozumiem, to Bóg wie i pewnego
dnia pozwoli mnie samej to zrozumieć.
Ż: Czas
kończyć. Przesądni powiedzieliby, że nie powinienem o to pytać, ale co mi tam:
o czym marzysz? (proszę, nie odpowiadaj tylko jak Miss Polonia – wyłącznie o pokoju na świecie) J
MK:
No wiesz, w tej kwestii muszę się zgodzić z Miss Polonią, bo pokój na świecie
jest bardzo potrzebny. Ale o czym marzę ja? O wielu rzeczach - większych i
mniejszych. Nic konkretnego nie powiem, bo marzymy o czymś, a życie często daje
nam coś innego. Chyba nie ma sensu wypowiadać tego na głos.