poniedziałek, 5 września 2011

Ile prawdy w tym, że Bóg jest zły?

Pytanie w temacie może wydawać się dość kontrowersyjne... Ja, jako młody, świadomy katolik powinienem odpowiedzieć po prostu: zero. Ale czy taka odpowiedź zadowoli tych najbardziej dociekliwych, albo tych, którzy sami doświadczyli cierpienia lub którzy to cierpienie obserwują w otaczającym nas świecie? No chyba nie...
Zadanie stoi przede mną tym trudniejsze, że specem od teologii czy filozofii kościoła specjalnym nie jestem. Spróbuję więc, pisać "na chłopski" rozum, w oparciu o źródła, które "dorwałem", przeczytałem i nad którymi dumałem sporo czasu...
Wielu tych, którzy propagują przekonanie o tym, że Bóg jest zły, posiłkuję się kilkoma wciąż powtarzającymi się pytaniami, mającymi oponenta niejako "zmieść" z powierzchni ziemi. Do takich oklepanych przykładów należą następujące: Jeśli Bóg kocha nas, to dlaczego rodzą się kalekie dzieci? Dlaczego tyle wojen? Dlaczego niewinni ludzie nagle giną w wyniku trzęsień ziemi, huraganów, powodzi i innych kataklizmów? Jak Bóg może pozostawać obojętny patrząc na katastrofy lotnicze, ataki serca, plagę chorób nowotworowych czy AIDS? Jeśli Bóg kocha nas, dlaczego nie uczyni coś, by zapobiec cierpieniom? (pytania te skopiowałem ze stronki http://czytelnia.chrzescijanin.pl/artykuly/oo/dlaczego_niewinni_cierpia.htm , ale fakt faktem, mogłem znaleźć je na każdej innej - w tym tkwi chyba pewien fenomen).
Odpowiedzi na wszystkie te pytania należy szukać w pojęciu dość szczególnym dla każdego katolika, w WOLNEJ WOLI. Bóg w całym swym ogromie i w swej wielkiej mocy, zaplanował świat dość szczegółowo, ale jako (nie boję się użyć tego słowa) dobry Tato, pozostawił swemu stworzeniu (czyt. nam) ten margines wolności, który pozwala nam decydować o sobie.
Zofia Nałkowska w "Medalionach" pisze, że "to ludzie ludziom zgotowali ten los"; fraza dość chwytliwa, skoro pojawiła się także w piosence jednego z polskich raperów. Chwytliwa, bo - prawdziwa, chciałoby się rzec. A to dlatego, że ciągłe obarczanie Boga (zamiast ludzi, rzecz jasna) o cierpienia naszego świata jest, mówiąc delikatnie - przesadzone. Przykład bardzo prosty: to pierwsi rodzice zerwali owoc, zjedli go i tym samym ściągnęli na nas, żyjących tysiące lat później owe cierpienie. Gdyby nie oni, wszyscy biegalibyśmy teraz szczęśliwi po Raju "na waleta", bez żadnych trosk i wszystkiego tego, co w jakiś sposób nas boli. To była ciężka, archaiczna amunicja, zmniejszmy może artylerię...
Logicznie rzecz biorąc, Bóg nie może i kochać i być pełnym mocy, podczas gdy cierpienie w dalszym ciągu istnieje (to zdanie też nalazłem na wspomnianej wcześniej stronce). Ale gdzie jest miejsce na logikę, mówiąc o Absolucie? Wyobraźmy sobie, że żyjemy w czasach II wojny światowej i jesteśmy aktywnymi działaczami "Podziemia". Jedna z akcji dywersyjnych nam nie wyszła, złapali nas Niemcy, jesteśmy przesłuchiwani... Nasza wolna wola daje nam wybór: możemy wydać swych współpracowników (to chyba nie najtrafniejsze określenie - szczególnie w dobie "polustracyjnej", ale żadne inne nie przyszło mi do głowy) i ujść z życiem lub trzymać język za zębami i być... rozstrzelani. Wybór ma również każdy z naszych katów: może nas rozstrzelać, może też puścić wolno, ale wtedy sam narazi się przełożonym. Właściwie w każdej kombinacji tych decyzji pojawi się cierpienie. Ale jaka w tym wina Boga? ... OK, mógł zejść do piekieł, "trzepnąć" szatana po głowie czy w każdy inny sposób zniszczyć go; ale wtedy ... zaingerowałby w naszą wolną wolę. Człowiek stałby się marionetką w rękach Boga - bez żadnej możliwości samodecydowania (a tego Pan nie chciał), o czym, z takim przejęciem pisali twórcy doby chociażby, Renesansu. Co to byłoby za stado, którym pasterz nie musi się opiekować, bo owieczki chodzą elegancko, jak w zegarku?
Przy całym moim bardzo sceptycznym nastawieniu do idei liberalizmu, jedną rzecz warto podkreślić: prezentowała ona tezę, że "wolność jednostki kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiej jednostki". Słowa te - wyciągnięte jakby z utopii o społeczeństwie idealnym, w minimalnym stopniu kłócą się z pojęciem wolnej woli - tej danej nam od Boga, które ma dużo szersze znaczenie. Ale pomijając ten fakt, byłoby naprawdę pięknie, gdyby ludzie nie wyrządzali sobie SAMI krzywd. I tu pytanie: czy zależy to całkowicie od nas, czy może dużo w tej kwestii do powiedzenia ma Pan Bóg? Ja stawiam na to pierwsze. Ten, kto uważa inaczej, niech przywiąże się do drzewa na 3-metrowym sznurku i spróbuje iść na spacer po okolicy. Rzecz do zrobienia - niemożliwa, a tak właśnie byłoby, gdyby Bóg zniszczył szatana, zło i uwolnił nas od fizycznych, psychicznych bądź duchowych ułomności.
Nie warto jednak być wiecznie obrażonym i naburmuszonym na "Boskiego"- egoistą. Przecież to On jest naszym opiekunem, zawsze gotowym przyjąć nas pod swe skrzydła. Nikt nie broni nam "taranować niebios" modlitwami, które On cierpliwie wysłuchuje.
Cierpienie ma też drugi wymiar ... budujący. Często jest ono źródłem nawrócenia, a także bonusem przed czekającym każdego Sądem Ostatecznym. Dobroć,z której obdzierają Boga ludzie, daje także możliwość otrzymania łask szczególnych, niewytłumaczalnych "człowieczym" umysłem - są to cuda (zarówno te duchowe, jak i fizyczne) - a tu kłania się pokorna modlitwa.
Bóg kocha nas i dlatego przygotował drogę wyjścia poprzez Jezusa Chrystusa dla wszystkich ludzi - wliczając w to i ciebie, umożliwiając ponowny powrót do właściwej z Nim społeczności.

Pozwolę sobie po raz kolejny odwołać się do umiłowanej przeze mknie tak bardzo dziś stronki:
  • Bóg stworzył człowieka na swoje wyobrażenie, obdarzył go wolną wolą, która nadała człowiekowi szczególnego znaczenia.

  • Człowiek niewłaściwie wykorzystał swą wolność, przez co sprowadził chaos i zniszczenie na ziemię.

  • Rezultaty podejmowanych przez człowieka decyzji, mogą wpływać na innych ludzi w tym i zupełnie niewinnych.

  • Stąd też obecność cierpienia na ziemi jest wynikiem upadku człowieka a nie słabości Boga lub braku Jego miłości.

  • Znaczenie człowieka realizuje się w tym ze jego decyzje powodują ściśle określone rezultaty.

  • Konsekwencje ludzkich decyzji zależą od stabilności środowiska w którym człowiek przebywa, wymagają więc prawa jako zasady a nie cudu.

  • Bóg ustanowił prawa rządzące wszechświatem dla naszego dobra, wolności i znaczenia.

  • Obecnie Bóg nie może zmieniać tych praw po to by powstrzymać ograniczone w czasie cierpienia.


Wielu może pytać: jaka jest w takim razie wina matki, która bardzo pragnie zdrowego dziecka, w sytuacji, w której rodzi się ono kalekie? Dla zdeklarowanych ateistów czy być może także tych dociekliwych, ciągłe przywołanie obrazu z Raju nie będzie wystarczającą odpowiedzią. Trudno, bym ja (dopiero wchodzący w życie, bo rozpoczynający studia) jednoznacznie zadowolił swoją wypowiedzią właśnie ich, ale trzeba powiedzieć jedno ... czasem przez takie tragiczne dla nas wydarzenia, które godzą w nas - Bóg chce nam coś powiedzieć. Czasem może wystawia nas na próbę - jak Abrahama. Chce wiedzieć, czy w chwili słabości odwrócimy się od niego. Nie ma w tym jego złych zamiarów ... On zawsze jest gotów pomóc, gdy tylko się o to prosi...

a niech konkluzją tych rozważań będzie fakt, że zarówno modlitwa jak i wiara, czynią cuda...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz